Artykuły
„Kino” 1975, nr 6, s. 8-13
Rozumieć czy ilustrować historię
Ryszard Koniczek
Doc. dr BRONISŁAW GEREMEK, ur. 6 III 1932 r. w Warszawie, docent w Instytucie Historii PAN. Wydał drukiem m.in.: Ludzie marginesu w średniowiecznym Paryżu, Wrocław 1971; Życie codzienne w Paryżu Franciszka Villona, Warszawa 1973; Ludzie, towary, pieniądze, Warszawa 1968.
Prof. dr ANTONI MĄCZAK, ur. w 1928 r. we Lwowie, profesor Instytutu Historycznego UW. Wydał drukiem m.in.: U źródeł nowoczesnej gospodarki europejskiej, 1967; Sukiennictwo wielkopolskie XIV-XVII wieku, 1965; Między Gdańskiem a Sundem – studia nad handlem bałtyckim od połowy XVI do połowy XVII wieku, 1972.
Prof. dr JANUSZ TAZBIR, ur. 5 VIII 1927 r. w Kałuszynie, profesor w Instytucie Historii PAN. Naczelny redaktor rocznika „Odrodzenie i reformacja w Polsce”. Wydał drukiem m.in.: Państwo bez stosów (szkice z dziejów tolerancji w Polsce w XVI i XVII wieku), 1967; Rzeczpospolita i świat – studia z dziejów kultury XVII wieku, 1971; Rzeczpospolita szlachecka wobec wielkich odkryć, 1973.
RYSZARD KONICZEK: Obserwujemy w filmie polskim ogromną hossę na tematykę historyczną. Jak niegdyś temat wojenny – tak teraz temat historyczny wydaje się skupiać szczególną uwagę twórców. W ostatnim sezonie powstało, czy też powstaje, osiem filmów historycznych, co jest liczbą pokaźną, jeśli się zważy, że rocznie realizuje się u nas trochę ponad dwadzieścia filmów. Obejrzeliśmy już Janosika, Potop, Ziemię obiecaną; niebawem będzie gotowy Jarosław Dąbrowski, trwają prace nad Kazimierzem Wielkim. To są najnowsze tytuły.
Nie ukrywam, że ta lawina filmów historycznych wywołuje w nas, krytykach, pewien niepokój. Mówi się, że jest to ucieczka od współczesności, ucieczka od aktualnych dylematów. Czasem tak bywa, ale nie sądzę, żeby tak być musiało. Trzeba przede wszystkim zwrócić uwagę na to, że świadomość historyczna – prawdziwa bądź zdeformowana przez mity – jest niezwykle ważnym elementem naszej kultury, zdolna jest przeto determinować współczesne ideały. Nurt historyczny w twórczości miał zawsze, i ma nadal, bezpośrednie odniesienia do współczesności kulturalnej. Powieść historyczna rozwijała się u nas bujnie po wojnie. Wystarczy przytoczyć takie nazwiska, jak Gołubiew, Bunsch, Grabski, Terlecki, Bocheński, Rusinek, Marian Brandys – a ostatnio także Kazimierz Brandys, Malewska. Nie mówiąc już o eseistyce historycznej, która w gruncie rzeczy jest także literaturą historyczną. Dodajmy szaloną poczytność dawniejszych pisarzy historycznych, prac historyków, pamiętników.
Tak więc film historyczny, który się nam objawił w ostatnich latach, nie jest zjawiskiem wyobcowanym i samoistnym, nawiązuje do zainteresowań żywych i powszechnych.
Oczywiście odróżniam tutaj świadomość historyczną społeczeństwa od wiedzy historycznej. Twórczość filmowa żywi się i jedną, i drugą. Ale w jakim stopniu jedną, a w jakim – tą drugą? Wydaje mi się, że bardziej skłonna jest korzystać – jeżeli nie wykorzystywać – ze stereotypów historycznej świadomości. Ale świadomość historyczna społeczeństwa to jakiś zbiór elementów bardzo różnorodnych, może nawet sprzecznych ze sobą, synkretycznych; to są zapewne fakty, ale także symbole, wyobrażenia, różne kompleksy. Na tym polu filmowcy czują się dość swobodnie. Potop był przecież świadectwem naszych pojęć o historii, mitów, jakim podlegamy – a nie bezlitosną konfrontacją tych mitów z prawdą historyczną. Powstaje więc pytanie, w jakim stopniu film dopomaga nam zrozumieć mechanizm historii, zrozumieć determinizmy kształtujące historię naszego kraju? W jakiej mierze i, by tak rzec, w jakim kierunku stymuluje społeczną świadomość historyczną? Film polski – jak Panowie wiedzą – był twórcą pewnej historiozofii w domenie filmu wojennego, w tzw. Szkole Polskiej. Z tego nurtu historiozoficznego wyłoniły się Popioły. I teraz powstaje problem: czy ostatnie dzieła filmowe mają według Panów ów historiozoficzny charakter, jaki miały filmy o tematyce wojennej? Czy można powiedzieć o tych utworach, o Ziemi obiecanej, Potopie, Gnieździe, że nie tylko odbijają, ale także kształtują świadomość historyczną społeczeństwa?
ANTONI MĄCZAK: Pan Redaktor zapytywał, czy polskie filmy historyczne odbijają, czy też kształtują świadomość historyczną. To pytanie ważne. Ale zapominamy o tym, że one także informują. Na przykład Pamiątka z celulozy, ostatnio Ziemia obiecana to filmy odbierane przez większość widzów, zwłaszcza przez młodzież, tak jak jest odbierana informacja. Spełniają trochę funkcję ilustracji, materiału szkolnego. Celuloza informowała o tym, jak kształtowała się świadomość młodego robotnika w Polsce międzywojennej,
– 8 –
w tej Polsce, którą już coraz mniej osób pamięta. Teraz dowiadujemy się, jak funkcjonowało w Łodzi społeczeństwo złożone z Polaków, Niemców i Żydów, jak w tych warunkach rozwijał się łódzki kapitalizm. Z tego punktu widzenia film ma niezmierną wagę, gdyż podejrzewam, że spora większość młodych widzów po prostu zapomniała, iż kiedyś w Polsce społeczeństwo złożone było z zupełnie różnych grup etnicznych. To po prostu fakt już zapomniany. Takich informacyjnych filmów zawsze powstawało i będzie powstawać sporo. Do ich grona zaliczam także – abstrahując od różnic artystycznych – Kopernika Petelskich. Z tego filmu również można się było dowiedzieć ważnych rzeczy: jak układały się stosunki między Polakami i Krzyżakami, jak wyglądało otoczenie wielkiego astronoma.
Natomiast są filmy takie, jak Popioły, które mają zupełnie inny charakter. Popioły spowodowały wielką dyskusję, dlatego że ich warstwa opisowa nie była najważniejsza; rozumieliśmy, że realia spełniały w nim funkcję pretekstu do intelektualnego sporu, którego w innych filmach historycznych – „etnograficznych” czy „środowiskowych” – w ogóle nie ma, albo też widzowie dzisiejsi nie potrafią ich odnaleźć.
Weźmy na przykład filmy zrobione na podstawie Trylogii. Otóż kiedyś Trylogia była także jakimś ważnym pretekstem – miała do czegoś wzywać, coś umacniać, mobilizować. W tej chwili owe preteksty zdezaktualizowały się i Pana Wołodyjowskiego czy Potop odbiera się tylko jako widowisko o życiu XVII wieku.
Tak więc myślę, że filmy historyczne spełniają rozmaite funkcje, a każda z nich jest ważna. Dajmy na to Ziemia obiecana jest filmem niezmiernie potrzebnym, choćby dlatego, że dowodzi, iż tematyka, która jest tematyką niemal podręcznikową, nadaje się jako tworzywo spektaklu filmowego o wielkiej klasie artystycznej. Dotąd jesteśmy przyzwyczajeni, że określenia – podręcznik czy czytanka są to określenia pejoratywne. A to dlatego, że zapomnieliśmy, jak wyglądają bardzo dobre wypisy szkolne. Zgadzam się więc na informacyjne funkcje filmu historycznego, a jednak trochę mnie niepokoi to, że zaczynamy dzielić historię Polski na plasterki, że niedługo każdy król czy książę otrzyma film sobie poświęcony. To jako ogólna tendencja – wydaje mi się niebezpieczne. Filmy historyczne mogą uzupełniać podręcznikowe wiadomości – ale nie chodzi o to, żeby miały podręcznik zastąpić! I naprawdę nie to jest najbardziej ważne, czy wszystkie guziki w tych filmach się zgadzają, tylko czy trafnie oddano stosunki społeczne, motywacje postępowania i sposób myślenia.
BRONISŁAW GEREMEK: Jestem przeciwny spieraniu się o definicję, co jest filmem historycznym, a co nim nie jest. W jakimś sensie poza filmami science fiction wszystkie filmy są historyczne, ponieważ pokazują jakieś wydarzenia, które się odbyły. Natomiast rzeczywiście ważny jest problem roli filmu w procesie kształtowania się świadomości historycznej społeczeństwa.
Postawa historyka może tutaj wzbudzić w pierwszym momencie pewne nieporozumienie. Istotnie, pierwszym odruchem historyka jest dociekanie w jakim stosunku pozostaje przekaz zawarty w filmie do rzeczywistości historycznej. I tutaj, zdawać by się mogło, historyk zajmuje stanowisko antykwariusza. Upominamy się zatem o to, ażeby przydrożny krzyż był z daszkiem lub bez daszka, no bo w danej epoce takie właśnie stawiano. O to, żeby pokazane maszyny były właśnie z tego okresu, z jakiego powinny. Znajdujemy się często o krok od śmieszności. Chciałbym jednak powiedzieć, że nawet w tym śmiesznym doszukiwaniu się zgodności szczegółu z rzeczywistością historyk ma na względzie rzecz bardzo ważną, a mianowicie – wpływ na świadomość historyczną społeczeństwa. Dlaczego? Ponieważ dla opinii społecznej historia to przede wszystkim problem prawdy. Nasze narodowe doświadczenia, a także doświadczenia propagandy, w której historia uczestniczyła, sprawiły, że gdy dotykamy historii, dotykamy jej przede wszystkim tam, gdzie w świadomości społecznej są wielkie uwrażliwienia. Otóż – w moim przekonaniu – zgodność szczegółu jest niekiedy warunkiem kontaktu między widzem a twórcą. Po to, żeby widz uwierzył w sprawy ważne,
– 9 –
w sprawy, na których twórcy przede wszystkim zależy – musi wierzyć szczegółom. Jeżeli zaś nieufność jego wzbudzi nieprawdziwy szczegół, można założyć, że reszta – właśnie w płaszczyźnie programu ideologicznego czy historycznego – odebrana zostanie z nieufnością.
R. KONICZEK: Czy w filmach polskich, tych, któreśmy widzieli, zauważyli Panowie jakieś drażniące was, jako historyków, odstępstwa od prawdy szczegółów? I czy możecie przypuszczać, że te błędne szczegóły zaciążą na świadomości historycznej mniej wyrobionego widza? Bowiem w odczuciu nas, krytyków, właśnie film polski, w odróżnieniu od filmów włoskich czy amerykańskich, ogromnie dba o szczegóły. I jednym z jego atutów – wystarczy powołać się na Faraona, Popioły czy Kopernika – jest wierność szczegółom. Nie szczegóły więc niepokoją nas w filmach historycznych – lecz rozumienie historii.
B. GEREMEK: Wróćmy do problemu szczegółu. Tak, zdarzają się wybitne filmy, w których pomyłki szczegółowe nie podważają prawdy całego obrazu. Oto przykład: Ziemia obiecana. Jest to znakomity – właśnie w ocenie historyka – obraz pewnej epoki. W szczegółach – roi się od błędów. I są to błędy dosyć istotne, wcale nie detale, ale przeinaczenia klimatu epoki. Na przykład historyk techniki zwróci uwagę na znaczne rozbieżności w datowaniu pokazywanych maszyn; rozpiętość, jak mówią znawcy, sięga tu ćwierćwiecza, 25 lat, to dużo. Ale ważniejsza sprawa – to wierność prawdzie obyczajowej.
Obyczaj to pewien typ grzeczności. Historia grzeczności jest w ogóle dobrym tematem do napisania. Historia grzeczności jest w zasadzie historią społeczeństwa: według niej tworzą się przedziały społeczne, zachowania społeczne. Otóż – proszę spojrzeć na pewne sceny w filmie, które nie mieszczą się zupełnie w obyczajowości burżuazji polskiej tego czasu. Na przykład scena następująca tuż po poświęceniu hali fabrycznej. Oto trzej wspólnicy oddalają się i na oczach wszystkich siusiają na mur fabryczny. To jest zupełnie niemożliwe. Albo scena publicznej niemal orgii, która film zdobi – jest także zupełnie nie do pomyślenia: mogło dziać się to w salonach domu publicznego albo w półmroku „gabinetu”. Historycy obyczajowości polskiej burżuazji wskazywali na przemożne znaczenie konwenansu jako atrybutu klasowego, wyznacznika przynależności klasowej.
Ale mamy i inny przykład: Gniazdo. Otóż Gniazdo jest bardzo wierne w szczególe historycznym. Co więcej: w filmie tym widać dużą troskę o przedstawienie nowszego stanu badań historycznych; znajdują tu swe odbicie tezy historyków będące przedmiotem naukowych dyskusji. Wyznam, że osobiście nie wyobrażałem sobie dotąd Mieszka I, a teraz już go sobie wyobrażam pod postacią Pszoniaka. Jednakże Gniazdo nie przekonuje mnie ani jako historyka, ani jako widza, przede wszystkim dlatego, że jest filmem nudnym i intelektualnie ociężałym. Dotyczy to większości polskich filmów historycznych. W gruncie rzeczy nawet wtedy, gdy są wierne w szczegółach, gdy przedstawiają nowsze badania historyków – są one odzwierciedleniem bardzo tradycyjnego pojmowania historii. Takiego właśnie, w którym cała rzecz dzieje się wokół władcy, będącego ostateczną wyrocznią: więcej w tych filmach wpływu Szajnochy niż nowszych spojrzeń na przeszłość.
Wracając jeszcze do filmowania historii, do ukazania mechanizmów historii: wydaje mi się, że poza Ziemią obiecaną ambicje twórców są bardzo nieduże, bardzo skromne. Zdaje się, że nie poszukuje się głębszych motywacji psychologicznych, motywacji społecznych.
Proszę spojrzeć na to, czym chcą się nasi twórcy zajmować? Więc – po kolei – królami: Mieszkiem, Bolesławem Śmiałym, Kazimierzem Wielkim. Niebawem cały matejkowski poczet królów Polski stanie się afiszem filmowym. Jest to działanie po linii najmniejszego oporu. A gdyby tak pomyśleć o epoce, która aż prosi się o kamerę: okres rozbicia dzielnicowego? Cóż za wspaniała materia historyczna, iście szekspirowska, jakie dramaty namiętności! Na tym terenie twórca filmowy byłby mniej skrępowany. Miałby znacznie większe możliwości wypełnienia luk w wiedzy o tym okresie własną twórczością.
JANUSZ TAZBIR: Powiem, że jako historyk bardziej bym przebaczył reżyserowi pewne niezgodności w ubiorach, w wyposażeniu wnętrz mieszkalnych, w wyglądzie broni itd. niż przypisywanie ludziom dawniej żyjącym dzisiejszej świadomości społecznej. Gdy byliśmy z żoną, która też jest mediewistką, na filmie Gniazdo – to co chwilę pytaliśmy się nawzajem: kto to mówi – Dowiat czy ktoś inny z badaczy? Sam Mieszko wygłasza nadzwyczaj wyczerpującą motywację przyjęcia chrztu, dając do zrozumienia, że chodzi o zwalczenie tendencji decentralizacyjnych w państwie, i tak dalej. Oczywiście, Mieszko w jakimś stopniu zdawał sobie z tego wszystkiego sprawę, ale na pewno nie umiał tego wyrazić. Mnie się wydaje, że główną sprawą jest wczucie się w mentalność bohatera, a nie to, czy sprzączki przy jego kostiumie mają właściwą formę. Bo na ten temat mogą być zawsze spory. Natomiast podzielam niepokój kolegów, ale trochę w innym sensie. Mianowicie – sądzę, że najogólniej biorąc – filmy historyczne można by podzielić na filmy poszukujące i filmy powielające tradycyjną wizję historii.
Otóż w ostatnim okresie wyraźnie przeważają te drugie. To znaczy filmy upowszechniające tradycyjną wizję przeszłości narodowej. I do tej kategorii zaliczyłbym zarówno Potop, jak i Hubala. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo głęboko Hubal jest osadzony w warstwie naszych tradycyjnych wyobrażeń historycznych. Wyobraźmy sobie, że idzie na ten film cudzoziemiec, który miał świeżo w ręku jakieś opracowanie dziejów powstania styczniowego. To przecież jest film o oddziale Księdza Brzóski; mimo rozbicia głównych sił powstańczych, walczy on nadal, ponieważ liczy na interwencję Anglii i Francji, które miały się ruszyć z wiosną i temu powstaniu pomóc. Pomoc nie nadchodzi, a ostatni oddział powstańczy zostaje rozbity przez wojsko zaborcze. Takie nieporozumienie byłoby możliwe dlatego, że historia Hubala w ogóle nie została wpisana ani w kontekst społeczny, ani w szerszy kontekst polityczny. Już nie mówię o takim nieporozumieniu jak Czarne chmury, serialu, który miał być filmem awanturniczym odwołującym się do tradycyjnych skojarzeń, ale którego w ogóle nie można było zrozumieć: o co ci Polacy w tych Prusach walczą? Dlaczego ścierają się z nimi dragoni Bogusława Radziwiłła?
Niestety, właśnie te filmy oparte na tradycyjnym pojmowaniu historii mogą liczyć na lepszy odbiór w naszym społeczeństwie, które w gruncie rzeczy jest przywiązane do tego tradycyjnego sposobu rozumienia dziejów, niż filmy poszukujące odpowiedzi na ważkie pytania w rodzaju Popiołów. To znaczy filmy proponujące jakąś historiozofię narodową, filmy otwierające dyskusję nie tylko na temat przyczyn upadku Polski, ale i tego, w jakim charakterze występowaliśmy wobec innych narodów. W Popiołach Polacy pojawiają się nie tylko jako naród cierpiący, ale także jako naród, którego przedstawiciele zadają cierpienia innym. Wajda miał odwagę wprost to powiedzieć. Takim filmem historiozoficznym, polemicznym jest także Wesele. Podobne próby są rzadko podejmowane. Dlaczego? Dlatego chyba, że film historyczny pomimo wszystkich ambitniejszych usiłowań pozostał filmem zdecydowanie tradycyjnym. W tym obszarze wszelkie eksperymentatorstwo zostało zaniechane, może dlatego właśnie, że tradycyjna forma połączona z tradycyjną treścią daje duże możliwości dotarcia do odbiorców. Po prostu filmowcy odwołują się do nawarstwionych już uprzednio wyobrażeń, przekonań, postaw. Odnosi się to do społeczeństwa starszego.
Natomiast nie przeceniałbym wpływu filmów na kształtowanie się wizji historii młodzieży. Bo przecież w Potopie i serialach historycznych młodzież ta doszukuje się przede wszystkim awanturniczej fabuły; kontekst społeczno-polityczny, kontekst historyczny mniej ją obchodzi. Podczas pierwszej olimpiady historycznej (na szczeblu wojewódzkim) zauważyliśmy, że ci, którzy pisali o ruchu oporu, eksponowali tylko i wyłącznie walkę zbrojną: strzały, partyzantkę, bezpośrednie starcia. Tło polityczne znikło. Dlaczego? Dlatego chyba, że te elementy eksponowane są i w telewizji, i w filmie polskim, a nie sądy, racje, powody społeczno-ideowe i polityczne. Film polski i telewizja zużyły już chyba z dziesięć razy więcej amunicji, niż zużyto jej w czasie walk partyzanckich i w ruchu oporu.
I wreszcie ostatnia uwaga. Mimo wszystko niewątpliwie potwierdza się znana teza Cata-Mackiewicza, który powiedział o powieści historycznej – że jest ona dopiero w ostatniej instancji powieścią o czasach, których dotyczy. W pierwszej instancji jest to przede wszystkim powieść współczesna. W dyskutowanym przez nas przypadku: powieść współczesna tradycyjnie zorientowana.
– 10 –
A. MĄCZAK: Kiedy oglądałem znakomity od strony wierności szczegółów angielski serial o Królowej Elżbiecie – pomyślałem sobie, że jest to serial, który przez Anglosasów musi być odbierany jako tematyka dobrze znana. Zastanawiałem się, czy można by zrobić w Polsce serial, który by liczył na analogiczną znajomość dawnych czasów. I wtedy sobie uprzytomniłem, że bardzo niewielkie fragmenty naszej historii uprzystępniono wyobraźni masowej głównie dzięki paru sławnym polskim powieściom.
To, co tutaj mówiono o szekspirowskich dramatach okresu rozbicia dzielnicowego, jest prawdą; postępowano wtedy po szekspirowsku. Samych Makbetów można przecież znaleźć w tej epoce sporo.
Ale choć było dużo Makbetów, to zabrakło jednego Szekspira, który by to wszystko utrwalił, opisał, unieśmiertelnił. Stąd wydarzenia, o których mówimy, nie są bliskie ani dla wyobraźni reżysera, ani dla wyobraźni widza. W Anglii właśnie dramat szekspirowski, komedia szekspirowska stwarza fundament, na którym można budować. Otóż u nas te rzeczy wyglądają inaczej. Niedawno w gronie kilku osób, częściowo historyków, powątpiewaliśmy, czy udałoby się zrobić dobry scenariusz o Zygmuncie Auguście…
J. TAZBIR: Już czytałem szkic takiego scenariusza, ale nie umniejsza to wagi problemu.
A. MĄCZAK: Z czego to wynika ? Moim zdaniem – filmowa twórczość historyczna wymaga pewnego przygotowania, jakiegoś stałego gruntu. Jakże ubogi jest powszechny odbiór naszego średniowiecza: Grunwald, chrzest Polski i może jeszcze mniej spopularyzowany przez powieści, ale jednak znany – Zjazd Gnieźnieński... Nie jest to dużo. Nie ma się co dziwić, że gdy scenarzysta pragnie zająć się tym okresem, wkracza na teren zupełnie dziewiczy.
B. GEREMEK: Dochodzimy oto do stwierdzenia, że tylko literatura kształtuje świadomość i stereotypy. Działanie filmu jest całkowicie uzależnione od tego, co literatura wcześniej w umysłach dokonała.
R. KONICZEK: Nie dziwię się Panom, że jako historycy głosujecie za takim filmem historycznym, który mógłby się wylegitymować walorami poznawczymi. Zwracacie tutaj z jednej strony uwagę na rangę szczegółu, na sprawę scenografii, sprawę autentyku. Z drugiej strony powiadacie, że film taki musi uszanować prawdziwą mentalność bohatera, zgodną z mentalnością epoki. Film, który spełni te warunki, będzie mógł – Waszym zdaniem – sprostać funkcjom poznawczym. Może stworzy ów grunt niezbędny dla dalszego postępowania. Dobrze. Ale jeśli spojrzymy z lotu ptaka na naszą powszechną świadomość historyczną, to nieuchronnie zauważymy, że walory poznawcze nie zyskują uznania. Na przykład troska twórców Gniazda o to, żeby wszystko było zgodne z epoką – jest jak gdyby nieważna dla odbiorców, jest to po trosze trud zmarnowany, chociaż był on wielki. To samo można powiedzieć o Chłopach, tak pod pewnymi względami precyzyjnymi, o Koperniku. Otóż odnoszę wrażenie, że naszą publiczność interesują rzeczy całkiem inne, interesuje właśnie to, o czym mówiłem na początku: pewna filozofia historii, moralność w historii, miejsce jednostki w historii, ideały i konieczność. Jeżeli interesujemy
– 11 –
się naszą historią czy historią innych krajów, to nie dlatego, żeby odnaleźć się w klimacie dawności, w duchu jakiejś epoki, zobaczyć, jak to wszystko wtedy wyglądało. Potrzebujemy raczej przeżycia typu filozoficznego, moralnego i egzystencjalnego przy użyciu historii; ona sama jest jakby na drugim planie. Oczywiście, że w ten sposób wpisujemy nasze problemy w przeszłość, szukamy analogii, chcemy wiedzieć, co jest przyczyną i skutkiem właściwego postępowania zarówno jednostki, jak zbiorowości. Otóż nasz film idzie właśnie w kierunku proponowanym przez Panów. To znaczy w kierunku studiowania szczegółów, studiowania mentalności, przypominania i ilustrowania faktów. Możliwe, że mu się to nie zawsze dobrze udaje, ale chodzi o tendencję. Otóż ta tendencja rozmija się z potrzebami widowni, która swoje aktualne dramaty pragnie zobiektywizować w dawnych. Przyjęcie Kopernika, wielkiego studium kultury materialnej epoki Odrodzenia, na naszych ekranach jest tego najlepszym dowodem. Dlaczego przyjęty został chłodno przez publiczność? Dlatego, że zabrakło w nim analogii, filozofii historii, moralności historii, a nie faktów, strojów i rzeczy.
Literatura dotychczas najlepiej oddawała podskórne tęsknoty. Istnieje historyczna powieść rozrywkowa, powiedzmy Gąsiorowski. Jej powodzenie jest oczywiste. Powodzenie filmu, który idzie tym szlakiem, też jest zrozumiałe. Ale z perspektywy, która nas interesuje, ważne są dwa inne typy powieści historycznej: romantyczny i realistyczny. Oba one próbują wyjaśniać historię, jej bieg. Wiadomo, że na pierwszym zaważyła twórczość Sienkiewicza. Drugi nurt reprezentuje Faraon Prusa. Proszę zauważyć, że z sienkiewiczowską tradycją polemizuje, a przynajmniej daleko od niej odchodzi – mam na myśli Gołubiewa – cała powojenna powieść historyczna.
Powieści Łopalewskiego, Malewskiej, Terleckiego – nie mówię już o Parnickim: historia jest w nich przedstawiona jako coś w rodzaju ustawicznie dokonującego się rachunku możliwości i konieczności, potrzeb i tego, co się da wykrzesać z danych warunków, z danych ludzi, z danego zbiegu okoliczności. W jednym i drugim wydaniu polska literatura historyczna jest bliska publicznym potrzebom, przedstawia bowiem jakieś koncepcje rozumienia historii.
W filmie te tendencje przedstawiają się ubogo. Brakuje zwłaszcza tendencji racjonalistycznej, tej, która obecna jest w powojennej literaturze. Powiedzmy, że spłaciliśmy dań Sienkiewiczowi, była to rzecz nieodzowna. A wszystkie inne filmy historyczne? Jesteśmy pod urokiem Ziemi obiecanej. Ale Wajda znów odsadził się na parę długości i od romantyzmu, i od racjonalizmu. Tak, rzeczywiście to temat czytankowy. Weźmy Ziemię obiecaną. Kapitalizm, okres, który został szalenie dokładnie opisany właśnie od strony determinant, niemal mechanicznej konieczności: i oto widzimy trójkę młodych arywistów, którzy na naszych oczach tworzą historię jak wielki happening, wielką kombinację, grę, nawet zgrywę.
A. MĄCZAK: Tak. Gdy na ekranie pojawiło się tych trzech młodych rozszalałych uroczych ludzi, odniosłem dziwne wrażenie. Odczułem to jako pewien anachronizm, gdyż sam sposób ich zachowania wydał mi się niezbyt zgodny z epoką. A z drugiej strony ogarnęła mnie, jako widza, radość, że oto dzieje się coś, co nie jest do końca zdeterminowane ogólnymi prawidłowościami. Oni nie zachowują się tak, jak powinni się byli zachowywać, nie podlegają tym gotowym wzorom: oto tacy mają być bankrutujący ziemianie, tacy robotnicy zagrożeni bezrobociem, tacy – wreszcie – są kapitaliści. Zachowują się inaczej. Jako historyk odczuwałem niepokój, jako widz byłem zachwycony odmiennością propozycji.
J. TAZBIR: Sprawa nie polega tylko na tym, czy ekranizować nadal Sienkiewicza, czy ekranizować Parnickiego (czego bałbym się, bo jak sądzę, nie mamy dość pieniędzy, żeby dopłacać do filmów na nim opartych). Jeżeli ktoś kręci u nas serial telewizyjny czy film historyczny, musi, jeżeli chce mieć powodzenie, liczyć się z pewnymi imponderabiliami.
Otóż my – na skutek różnych przyczyn – nie mamy ludycznego podejścia do historii, która cechuje narody szczęśliwe, te, które nie traciły nigdy niepodległości. Nie chodzi tu o facecje w rodzaju pana Zagłoby odstępującego Niderlandy czy inne śmiesznostki, które czasem się trafiają. Ale czy możliwe jest u nas ośmieszanie władców, skarykaturowanie postaci historycznych, znanych również z czynów bardzo pozytywnych. A przecież tak właśnie przedstawiono w angielskim serialu Henryka VIII, tak nawet ukazano Elżbietę.
B. GEREMEK: A Szarża lekkiej brygady?
J. TAZBIR: Właśnie. Ludyczny stosunek do historii jest u nas czymś niemożliwym. Publiczność nadal wymaga, żeby film o przeszłości narodowej kręcić na klęczkach, co jest pozycją – zwłaszcza dla reżysera – bardzo niewygodną.
Mnie się zdaje, że Szarża lekkiej brygady jest – jeżeli chodzi o krytykę dowództwa angielskiego w okresie wojny krymskiej – zdecydowanie przeszarżowana. Ale gdybyśmy my usiłowali przedstawić w takim świetle, no właśnie, szekspirowskim, dwory książąt dzielnicowych, tak jak przedstawiono dwór Henryka VIII, jako pasmo intryg, egzekucji, tortur, wymuszeń, powstałoby ogromne oburze-
– 12 –
nie, niesłychany sprzeciw. Mamy zupełnie inny, poważny i boleściwy stosunek do historii, i o tym nie należy zapominać.
Jeszcze jedno: mówiliśmy tu o Ziemi obiecanej. Chciałbym się podzielić moim indywidualnym odczuciem. Otóż w tym filmie krytyka kapitalizmu jest przeprowadzona trochę jak przez kogoś, kto siedzi nadal w dworku szlacheckim i na świat patrzy przez jego okna. Jest tam zupełnie nieadekwatny obraz ówczesnej Polski. Widzimy bowiem molocha kapitalizmu, który ogarnia wszystko, a tymczasem kapitalizm u nas był niedorozwinięty, słaby, a dworki nadal pozostały silne.
U Wajdy kapitalizm jest zły, jako zmiana sposobu życia, jako bezwzględna pogoń za zyskiem. Ustrój ten jest więc z natury swojej potępiony, ale nie jestem pewny, czy byłby potępiony właśnie z pozycji robotnika, który rzuca ten ogromny, wręcz nierealny kamień przez okno...
B. GEREMEK: Pozwolę sobie cofnąć się do wcześniejszej wypowiedzi red. Koniczka. Otóż myślę, że nie jest tak, iż historyk cieszy się, gdy film ma charakter – jak tu mówiono – muzealny, kiedy muzeum staje się źródłem wiedzy o historii. Przeciwnie: nasz film historyczny wydaje mi się być właśnie zbyt akademicki, zbyt profesorski. Nie w tym tkwią jego walory poznawcze. Historia już dawno przestała się uważać za naukę o zdarzeniach i naukę o faktach, ale staje się nauką o ludzkich działaniach i ludzkich zachowaniach.
I właśnie sprawdzając film historyczny od tej strony, historyk odczuwa niepokój, żal i pretensje o niewykorzystanie tych ogromnych możliwości, jakie stwarza nowoczesna perspektywa historyczna. Okazało się, że przeszłość jest sprawą wyboru dzisiejszego. Panowie mówili tutaj o ludycznym podejściu do historii. Rzeczywiście, nawet ten widz, który nie ma zwyczaju śmiać się z postaci historycznych, idzie do kina, żeby się zabawić. Ale widz idzie także do kina z jakimś pytaniem: jak żyć, jak się znaleźć w życiu, jakie są mechanizmy władzy i mechanizmy ludzkiego wyboru. I tutaj polski film, gdy odwołuje się do przeszłości, idzie drogą najbardziej stereotypową, najbardziej usłużną właśnie wobec stereotypów zachowania. Ogromnie odpowiadało mi to, co mówił przed chwilą prof. Tazbir. Rzeczywiście Szarża lekkiej brygady – ale także i Andriej Rublow Tarkowskiego, są to filmy wielkiej rewizji w pojmowaniu przeszłości. Są próbą całkowicie odmiennego spojrzenia na historię. Nie jest to już zatem historia użyteczna jako nauczycielka, która pokazuje, jak trzeba postępować. Pokazuje wybory, jakie zostały dokonane, konflikty, jakie się działy, pokazuje różnorodność możliwości niezależnych od determinant. Tak pojętego filmu historycznego, jak i samej historiografii były i są u nas zawsze tradycją sporu, tradycją kontrowersji! I to kontrowersji także w stosunku do opinii społecznej, a więc zastanej świadomości historycznej!
W wypadku polskiego filmu historycznego, nawet jeśli uwzględnimy jeden czy dwa wyjątki, nie jest tak, niestety.
R. KONICZEK: Dziękuję Panom Profesorom za udział w dyskusji, a zwłaszcza za okazane poparcie poglądowi, że polski film historyczny powinien pomagać w rozumieniu historii, a nie ograniczać się do jej ilustrowania.
– 13 –
Ryszard Koniczek
Wybrane wideo
-
O PROGRAMIE APF, dr Rafał Marszałek
-
Kształtowanie się rynku filmowego w Polsce na początku lat 90., dr Kamila...
-
Twórczość Kazimierza Kutza na tle polityki historycznej lat 60
Wybrane artykuły
-
Zespoły filmowe
Tadeusz Lubelski
„Słownik filmu”, red. Rafał Syska, Krakowskie Wydawnictwo Naukowe, Kraków 2010