Artykuły

„Kino” 1980, nr 178


Historia plebejska Kutza.

 O filmie: Paciorki jednego różańca, reż. Kutz Kazimierz

Aleksander Jackiewicz

Pamiętam Sól ziemi czarnej, tę balladę, tę sagą o śląskiej rodzinie Basistów – ojcu i siedmiu synach, o rodzie „wiecznym” i jego wiecznej walce o polskość. W domu Basistów panują dawne obyczaje, a on sam jakby sięgał prastarych legend. Ojciec w momencie przegranej walki – której to już podczas wieków! – przemienia swój dom, gdzie wisi zegar z kukułką, gdzie dyscypliną błogosławi się dzieci idące na wojnę – w redutę; bierze karabin do ręki i ginie wraz z domem. Zaś jego najmłodszy syn, Gabriel, nosi nawet imię archanioła i pada pod niemieckimi kulami niby strącony ze świętego obrazka, a później niosą go dziewczyny-żałobnice.

Charakter poematu ludowego ma również następny film reżysera o Śląsku, Perła w koronie. Motywy w nim zawarte, sposób obrazowania i opowiadania tak samo przedłużają dzieło wstecz, ku zamierzchłym początkom dziejów śląskiej ziemi. Zarazem w tym filmie, jak i w poprzednim, przed nami konkretne wydarzenia, rozgrywające się w czasie historycznym. Sól ziemi czarnej jest opowieścią o drugim powstaniu śląskim w sierpniu 1920 roku, zaś Perła w koronie – o strajku okupacyjnym w jednej z kopalń Śląska w latach trzydziestych.

Przykładem łączenia przez Kutza legendy i historii, sfery wyobraźni ludu z faktami historycznymi, jest obraz osady górniczej i kopalni węgla w Perle w koronie. Znowu dom, znowu rodzina. Wokół kraj prawie idylliczny, jak pejzaż malowany na szkle, utrzymany w żywych, ciepłych barwach. Przez spękane, jałowe pustkowie wraca co dzień młody górnik Jaś z „żyznej" kopalni do domu. A w tym domu, schludnym, o czerwonych oknach malowanych niby odpustowe landrynki, witają go żona i dzieci-aniołki. Kopalnia zaś jest realistyczna. Rządzą tu rzeczowi niemieccy właścicielce. Nadszedł kryzys ekonomiczny, kopalnia ma być zatopiona, bo nie opłaca się jej eksploatacja. Wybucha strajk. Kiedy właściciele nie ustępują, strajkujący ogłaszają głodówkę... Wszystko w tej partii filmu dzieje się jak naprawdę. Ale pod koniec znów pojawia się poetyka legendy. Strajkujący na dole ludzie coraz bardziej stają się częścią kopalni, niby węgiel i kamień. Poetyka legendy opanowuje też świat na wierzchu, gdzie odbywa się festyn, wielka zabawa ludu, demonstrującego swoją witalność i siłę. A przez cały film „starzyki", starzy górnicy, stróże polskości, cnoty i dobrych obyczajów, niby chór starożytnych bogów tej ziemi, komentują wydarzenia.

Kolejną epokę historii plebejskiej opowiedział Kutz znacznie wcześniej: w debiutanckim filmie Krzyż Walecznych, w Ludziach z pociągu, w Nikt nie woła. Tu jego bohaterami byli chłopi, robotnicy, mieszkańcy małych miast, prości ludzie w żołnierskich mundurach, dla których wojna jest ciężkim wysiłkiem człowieka, zaś pokój ciężką pracą. I znów czasowi teraźniejszemu opowieści, tu czasowi okupacji i wojny, nadaje reżyser wymiar legendy. Stare motywy baśniowe, bajeczne, widzę w tytułowej noweli filmu i w noweli Pies. Bohater pierwszej to tradycyjny „głupi Jasio", który poszedł na wojnę, by zadziwić wieś, lecz kiedy wrócił – tu baśń się kończy – wieś była spalona, mieszkańcy wybici. Zaś Pies to współczesna bajka zwierzęca, zarazem, jak i poprzednia nowela, całkowicie tkwiąca w naszym czasie. Oto żołnierze sądzą hitlerowskiego psa: winien czy nie winien, że zagryzał ludzi.

-10-

Kutz lubi Polskę „małą”. Najchętniej prowincjonalną, wiejsko-miejską, małomiasteczkową. I „małych” ludzi, którzy jednak mają dusze herosów. Taki jest na przykład w Ludziach z pociągu ów dzielny zawiadowca stacji, na której Niemcy zatrzymali pociąg gotowi wystrzelać pasażerów, a on w przemyślny sposób tych pasażerów uratował. Zarazem bowiem w herosach Kutza biją praktyczne, nieheroiczne serca. Nieheroiczny też jest ich świat. W ostatniej noweli Krzyża Walecznych, Wdowie, żona bohatera wojny po jego śmierci nie chce być pomnikiem, zakochuje się w młodym zootechniku i... spada z piedestału. Nawet w Nikt nie woła, filmie, który zaczyna się niemal jak Popiół i diament, rządzi duch cywilny.

Wreszcie filmy Kutza o czasie dzisiejszym. Panuje w nich taka sama jak w poprzednich mieszanina rzeczy górnych i zwyczajnych, przeszłości i teraźniejszości, poezji i prozy. W Ktokolwiek wie... dziennikarz dąży śladami dziewczyny wiejskiej, która przepadła w wielkim mieście. I oto ona, niemal statystyczna chłopka, która nie potrafiła się zaadoptować w stolicy, wyrasta – dzięki znanym nam lirycznym zabiegom reżysera, dzięki temu, że jest nieobecna w filmie, że jej los jest nieznany, że uciekła, że może nie żyje na postać niezwykłą, wspaniałą, gdyż już nieistniejącą, przerzuconą w mit i nieśmiertelność. Albo pegeerowskie misteria w Skoku... Zarazem w tych filmach, także w Tarpanach czy niedocenionej Linii, obfity materiał obserwacyjny, obrazy często paradokumentalne, pełne gwałtownych konfliktów obyczajowych, społecznych, politycznych – niby odbitych w kropli wody.

Koroną – tymczasem przynajmniej – twórczości Kutza są Paciorki jednego różańca. Stanowią one summę jego dzieła. Jeszcze raz opowieść o współczesności i przeszłości. Jeszcze raz rzecz o Śląsku. Bohaterem filmu jest niby jeden ze „starzyków” z Perły w koronie: górnik Karlik Habryka, powstaniec śląski, żołnierz września '39 roku, były przodownik pracy (drugi ponoć po Pstrowskim), dziś emeryt. I znów centralnym miejscem w filmie jest dom. Chatka – jak tamte – na kurzych nóżkach. Rodzinna i pełna pamiątek. W sypialni dwa małżeńskie łoża, na nich, niby

-11-

wielkie chleby, dwie pierzyny. Na ścianach liczne odznaczenia Habryki. I oto ów dom, który służył licznym pokoleniom, ma być zburzony, a na jego miejscu, na tych miejscach, i mają stanąć nowe bloki mieszkalne. Do nich zostanie przeniesiony Habryka z żoną oraz – dzielący z nimi domek – ich syn, synowa i wnuczek. Habryka odmawia. O tym jest film.

Pejzaż Śląska odmienny niż poprzednio. Jego porządek jest inny. W Perle w koronie autor przeciwstawiał dom – kopalni, świat ludzki – nieludzkiemu światu wyzysku i krzywdy. Tu natomiast po jednej stronie są górnicy, osiedle, swojska już i swoja kopalnia, zaś po drugiej – kopalniani technokraci i ich nowoczesne budowle, które czynią pejzaż anonimowym i anonimowymi ludzi korzystających z nich. Tak przynajmniej to widzi Habryka. Tak też widzą jego rówieśnicy, chociaż poddają się losowi.

Jak zwykle Kutz to wszystko pięknie pokazuje. Owego starca przede wszystkim: twardego, upartego, który broni swego prawa. Gra go przejmująco, ze szczególnym poczuciem humoru autentyczny emeryt górniczy, Augustyn Hallota. Towarzyszy mu wspaniała, wiele rozumiejąca żona w wykonaniu również chyba aktorki „naturalnej”, Marty Strasznej. Często w filmie przed nami nieruchomy Habryka, niby świątek, niby odpoczywający wojownik, niby filozof – siedzący na ławce, przy domku, lub w oknie, i obserwujący świat: obejście, tamte groźne budowle, ruiny już zburzonych domków, wschody i zachody słońca. A w głębi wiecznie czynna, ciepła  i macierzyńska Habrykowa.

Dramatycznie w filmie wygląda ten koniec epoki. Oto sąsiedzi Habryki kolejno opuszczają swoje gniazda, palą, niby na stosach ofiarnych, niepotrzebne graty, załadowują się na ciężarówki i przenoszą się do bloków.

Zygmunt Kałużyński, pisząc o tym filmie, zarzucił, że pod koniec się łamie: stary górnik, broniący stanu posiadania swego pokolenia, ten ostatni sprawiedliwy, decyduje się jednak na wyprowadzkę, kiedy mu ofiarowują luksusową willę. Ależ to nie tak! Habryka nie jest symbolem tylko i – nie tylko – figurą z ludowego poematu. To zarazem taki sam prawdziwy człowiek, jak inni bohaterowie reżysera. Otóż ów prawdziwy człowiek ma  duszę nazbyt rogatą. Przecież nie tylko dlatego nie chce opuścić swego domu, że do niego przywykł, ale także dlatego, że osobny dom dodaje mu godności. Zasłużył na nią. Ten przodownik pracy, drugi po Pstrowskim, żąda dla siebie szczególnych względów. Przewróciło mu się w głowie. Trochę. Ale też ma Habryka poczucie własnej wartości. Dlatego przeprowadza się w końcu – uszanowany i nagrodzony – do willi. A że nie może już w niej żyć... I tu okazuje się, że Habryka nie walczył przeciwko nowym blokom i technokratom, i nie o zasługi dla siebie, lecz o swoje życie, jak drzewo, które do tego miejsca przynależy, gdzie wyrosło.

Oczywiście, mimo że Paciorki jednego różańca opowiadają przede wszystkim o starym Śląsku, opowiadają dla nowego Śląska. Opowiadają o tym, jak coś cennego i pięknego z odchodzącego czasu na tej ziemi pozostaje: wierność prochom, wierność jej dziejom, wierność ojcom. O ojcach – mówił Kutz w jednym z wywiadów – jest cały i ten śląski cykl. Także o jego własnych.

 

-12-

Wróć do poprzedniej strony

Wybrane wideo

  • O PROGRAMIE APF, dr Rafał Marszałek
  • Polskie kino po 1989 roku, prof. Mirosław Przylipiak
  • Rozwój Polskiej Szkoły Filmowej
kanał na YouTube

Wybrane artykuły